środa, 15 września 2010

San Marino, lato 2011

Po tylu fascynacjach życiowych, wreszcie zdarza się coś co przekracza moje najśmielsze oczekiwania. To pierwszy raz od lat późno-dziecięcych. W pamięci mam jeszcze intensywne arabskie noce w Dubaju kilka miesięcy temu. Od tej chwili, kiedy komfortowy Airbus A340 linii Emirates siadł miękko na płycie lotniska i zaczęło się kołowanie do terminala, rozświetlone ulice i ociekająca przepychem atmosfera sprawiały, że można było to oglądać z pozostawionymi szeroko otwartymi ustami. Tam to marzenie zaczęło nabierać rzeczywistych kształtów. I stało się
Mknę teraz pięknym, lśniącym żółtym Ferrari California. To dopiero realizacja marzeń z najwyższej półki. Nie mogę doczekać się kolejnego spotkania z Nadią. Od kiedy zamarzyłem o nim, każda moja myśl nakręcała moje emocje do tego stopnia, że gaz pod stopą niemal sam wciskał się w podłogę. Jeśli już zabawiałeś się z Ferrari, to wiesz że standardowe 460 koni mechanicznych Californi porywa i uwodzi. Moja wersja po tuningu Novitec Rosso ma ponad 600 koni.
W Ravennie podjechałem do restauracji mającej Dribbling w nazwie. Bife de Chorizo smakowało najlepiej na świecie. Kiedyś powiedziałbym, że prawie tak dobrze jak w Argentynie trzy lata temu, ale nauczyłem się że każdy mój kolejny dzień jest najwspanialszym dniem pod słońcem. Nie mam wyjścia. Również to, co jem jest pyszne. Dziś wieczorem na kolacji przy świecach z Nadią powtórzę to, że jeszcze dotąd nie miałem w ustach czegoś tak pysznego. I będzie to prawda za każdym razem. Zaplanowałem to na całe życie.
Spotkałem wtedy kelnera Polaka w Mendozie. Było już opalony, mieszkał tam od wielu lat. A jednak coś go odróżniało od reszty. Kiedy podchodziłem do upatrzonego stolika, on już niemal jednym susem tam był. Zabrał pieniądze pozostawione przez poprzednich gości, jakby obawiając się że ktoś mu je ukradnie. Profesjonalnie zajmuję się tylko pozbawianiem ludzi niekorzystnych złudzeń co do ich przeszłości i przyszłości, pomyślałem. I płacą mi za to z własnej woli. Szczęśliwi, że teraz mogą więcej. Kiedy już miałem iść, on z impetem przysiadł się do mnie.
Moje żółte cudo wspinało się dostojnie po Via 28 Luglio. Skąd taka nazwa ulicy? Ciekawe czy w ramach narodowego braku zdecydowania, ponazywali sobie ulice rocznicami rzeczy o których chcieliby zapomnieć? Katolicki kraj. Mój wykładowca na uczelni mawiał, że w takich krajach struktury mafijne rozwijają się ze szczególną siłą. Niezły oryginał. 
Burza z piorunami witała nas kiedy wjeżdżaliśmy na osłach do doliny Spiti. Naszym oczom ukazywały się sześciotysięczniki w całej krasie i klasztory wiszące na wysokich skałach. Kaza to urokliwe miejsce. Wnętrza jej świątyń zdobione są malowidłami wykonanymi w bardzo wczesnych wiekach farbami mineralnymi, przedstawiającymi życie Buddy i Bodhissatvów oraz obrazki z funkcjonowania Jedwabnego Szlaku. Tam to od miejscowego Lamy usłyszałem słowa które zapamiętam na całe życie: To nie odpowiedzi czynią Cię prawdziwym człowiekiem, tylko mądre pytania.
Z Kazy ruszyliśmy dalej Jeepami. Tybet wciągał. Chciało się kontynuować podróż.
Zadzwoniłem do Nadii z telefonu w samochodzie. Jestem, kochana. Rzuciłem z uczuciem do słuchawki. Po 5 minutach zobaczyliśmy się znowu. Cieszyła się jak dziecko wybiegając przed bramę swojego XVII wiecznego domu. Mieszkała tu już od ponad 16 lat. To tu spędziliśmy pierwszą upojną noc ze sobą. Wiele wody upłynęło w rzece San Marino od tamtego momentu. Lubiłem tu wracać. Za każdym razem dbaliśmy o urozmaicanie scenariuszy naszych spotkań. On też kochała zaskoczenie. Potrafiłem przyjechać do niej do San Marino na weekend, który przeciągał się do 2 tygodni, a w trakcie lataliśmy ze sobą na koniec świata. Nasz wspólny świat powiększał sie w oczach i wraz z nim rósł nasz apetyt na to by chcieć go jeszcze więcej.
Wróciłem myślami do naszej pamiętnej kolacji, kiedy ona z poważną miną przyniosła inkrustowaną szkatułkę z insygniami królewskich muszkieterów, od której powiało atmosferą Francji pod rządami Ludwika XIV. Otwierając ją zobowiązała mnie do milczenia, kładąc palec na ustach. Ze środka wydobyła 2 skrawki papieru. Jeden sprzed ponad 400, drugi sprzed prawie 800 lat. Wyglądało to na jakiś plan.
Stanęły mi przed oczami opowieści spod znaku płaszcza i szpady. Romanse i ucieczki. Namiętności i żądze. Wybory między umysłem i sercem. Hrabina de Winter i Konstancja Bonacieux. Walka ze złym kardynałem Richelieu i hołdowanie własnym słabościom.
Czy słyszałeś o zaginionym skarbie Nibelungów? Zapytała niewinnie Nadia tamtego wieczora.
I wyglądało na to, że życie sprawia mi kolejną niespodziankę, zmieniając całkowicie bieg zdarzeń .
Przytuliliśmy się do siebie z nieskrępowaną namiętnością… Wyglądała jeszcze lepiej niż 16 lat temu. Jej włosy pachną tak niespotykanie. Zupełnie jak wiosenne kwiaty. Zakręciło mi się w głowie.
Czułem, że to będzie lato inne niż zwykle.
Czas pokazał jak bardzo się myliłem. To nie było po prostu inne niż zwykle lato. Kolejne miesiące sprawiły, że całe życie wywróciło się do góry nogami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz